Nawigacja

Aktualności

Ruski mir

Rok 1945 przyniósł zmęczonym ludziom upragniony koniec wojny, jednak nie wszystkie narody mogły się cieszyć pokojem i wolnością. Do Polski tzw. wyzwolenie przyszło wraz z sowiecką armią i przypominało to, co obecnie za pośrednictwem różnych mediów obserwujemy na Ukrainie. Do dziś w wielu rodzinach i społecznościach żywe są, niestety, wspomnienia o ruskim mirze – gwałtach, morderstwach, kradzieżach i innej przemocy. Górny Śląsk, przed II wojną światową podzielony między Polskę i Niemcy, traktowany był przez sowieckie wojsko jako teren zdobyczny, zaś na części dawniej niemieckiej dochodziło do niebywałych zbrodni – żeby wspomnieć choćby wymordowanie prawie 400 osób w Miechowicach w trzech dniach pod koniec stycznia 1945 r. W kolejnych miesiącach, gdy radzieckie wojska pozostały w regionie, na porządku dziennym było okradanie ludzi z mienia i żywności, pijackie burdy i napady rabunkowe. Do polskich milicjantów, którzy próbowali stawać w obronie atakowanych ludzi strzelano, niejednokrotnie pozbawiając ich życia.

Dzisiejsza „Migawka archiwalna” przenosi nas do lata 1945 r., kiedy to doszło do następującego zdarzenia: 5 lipca na szlaku Katowice–Ligota–Murcki wykoleił się pociąg jadący z Czechosłowacji do ZSRS. Powiedzmy od razu, że przyczyną zdarzenia było zawieszenie przez jedną z pasażerek plecaka na hamulcu bezpieczeństwa. Według późniejszego opisu sprawy pociąg miał 58 wagonów i wagę 1388 ton – zachowanie szczególnej ostrożności podczas jazdy było zatem bezwzględnie konieczne. Tymczasem „jeszcze przed przybyciem na stację kolejową Murcki, w Tychach, gdy maszynista chciał udać się po wodę, przybył pewien wojskowy radziecki i oświadczył, że na stacji tylko on decyduje, polecając odjazd bez uzyskania zgody ze strony funkcjonariuszy stacyjnych. Po ostrzeżeniu ze stacji Murcki pociąg szedł przyhamowany z szybkością przewidzianą 5 km/godz. po spadku 10‰ po łuku R=400, co potwierdzają zeznania obsługi. W pewnym momencie odczuto na parowozie wstrząs. Pociąg zatrzymano. Okazało się, że czwarty i piąty wagon za parowozem nr NN 0 204 213 i 41 162 – osobowe wykoleiły się jedną osią. Nie wchodząc w to, co było przyczyną zatrzymania pociągu, wojskowi i cywile radzieccy pobili maszynistę Matulewicza Edwarda, odczepili parowóz bez wiedzy kierownika pociągu i stacji Katowice-Ligota, zmuszając maszynistę do jazdy. Niezależnie od tego pewien kapitan radziecki groził [NN] oraz innym Polakom zastrzeleniem, czyniąc ich odpowiedzialnymi za terminowe przybycie pociągu narzędziowego. Nawet ewakuowani brali czynny udział w napaściach na polskich funkcjonariuszy kolejowych”. Cudem nikt nie odniósł obrażeń, ale według ówczesnych raportów podobne zachowania nie były rzadkością: „zdarzają się takie wypadki jak odpinanie parowozów od transportów, zwłaszcza na linii Kłodzko–Jelenia Góra–Nysa. Doszło do tego, że każdy parowóz, który odchodzi w stronę Kłodzka, musi być konwojowany przez SOK, ażeby zapobiec zabraniu go przez Rosjan”. Z kolei w Otmuchowie, należącym wtedy do woj. katowickiego/śląsko-dąbrowskiego, sowieci spuścili wodę z tamtejszego jeziora – rzekomo w celu podniesienia poziomu wody na Odrze i umożliwienia żeglugi. W efekcie zabrakło wody do chłodzenia elektrowni otmuchowskiej i nyskiej, a ostatnia linia do przesyłu energii elektrycznej z Koźla „została przestrzelona przez pijanych żołnierzy rosyjskich, którzy po wyreperowaniu przestrzelili ją powtórnie na tym samym miejscu”.

(na podstawie IPN Ka 239/38, IPN Wr 07/451, IPN Wr 07/452; zob. też Bogusław Tracz,

Gehenna wyzwolenia. Zbrodnie sowieckie na Górnym Śląsku w 1945 roku,

https://przystanekhistoria.pl/pa2/teksty/97951,Gehenna-wyzwolenia-Zbrodnie-sowieckie-na-Gornym-Slasku-w-1945-roku.html)

do góry