Nawigacja

Aktualności

Tomasz Kurpierz: „Polonia semper fidelis”. Henryk Sławik i József Antall

  • Henryk Sławik (CAW).
    Henryk Sławik (CAW).

„»Dobrze rozejrzyj się, jaki świat jest piękny. Pożegnaj się z nim na zawsze. Mamy Henryka Sławika, a on już zaprzeczy twoim kłamstwom«. Sąd był w komplecie. Przed nim stał storturowany, ale śmiały i odważny, o duszy nieugiętej, pełen silnej woli Henryk Sławik. Ustawili nas naprzeciw siebie i odczytali obciążające mnie oskarżenie. Potem na każdy punkt oskarżenia zadawali pytania Sławikowi. Ten jednak obalał zarzuty przeciwko mnie i kategorycznie im zaprzeczał. […] Godzinę później wprowadzono mnie do pokoju rozpraw. Obraz był ten sam, Sławik tylko inny.… Jego twarz była spuchnięta od bicia, a głowa zalana krwią. Ponownie rozpoczęto konfrontację. Sławik spojrzał na mnie łagodnie, pełen oddania i przyjacielskiej wierności. Nagle wyprostował się i wykrzyknął: »Protestuję w imieniu moralności. Protestuję w imieniu prawa międzynarodowego. Nie oskarżajcie go!«. Sąd przerwał Sławikowi w pół słowa. Konfrontacja została zakończona. […] Ze Szwabskiej Góry zabrali nas z powrotem do więzienia. Podczas jazdy siedzieliśmy skuleni, bez słowa, obok siebie. Poszukałem jego skutych kajdankami rąk, by podziękować mu za uratowanie mi życia. Sławik szeptem odpowiedział mi: »Tak odpłaca się Polska!«” (1).

Autorem powyższej relacji był József Antall, Węgier, w czasie II wojny światowej wysokiej rangi urzędnik w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych, przyjaciel pochodzącego z Górnego Śląska Henryka Sławika. Obaj dokonali wówczas na Węgrzech wielkich rzeczy, przyczyniając się do uratowania tysięcy uchodźców. W 1944 roku znaleźli się w rękach hitlerowców. Przesłuchanie odbyło się w lipcu w Budapeszcie, w siedzibie Gestapo, kilka miesięcy po wkroczeniu nad Dunaj wojsk niemieckich. Gra toczyła się o życie Węgra, ponieważ los Polaka był już niestety przesądzony.

Z Szerokiej i Katowic nad Dunaj

Henryk Sławik dotarł na Węgry wraz z kilkudziesięciotysięczną rzeszą polskich uchodźców wojennych we wrześniu 1939 r. W Polsce pozostawił żonę Jadwigę i 9-letnią córkę Krysię. Przybywając nad Dunaj, był już doświadczonym działaczem społecznym i politycznym związanym z ruchem socjalistycznym, znanym dziennikarzem i obrońcą praw robotników. Urodził się w 1894 r. w Szerokiej (wówczas Timmendorf, obecnie dzielnica Jastrzębia-Zdroju), pochodził z chłopskiej, wielodzietnej i biednej rodziny. Ukończył jedynie szkołę ludową, był jednak utalentowany i jako samouk zdobył rozległą wiedzę. W 1912 r. wstąpił do Polskiej Partii Socjalistycznej zaboru pruskiego i z ruchem tym związał się na całe życie. W czasie I wojny światowej walczył na froncie wschodnim, dostał się do niewoli rosyjskiej, skąd pod koniec 1918 r. powrócił w rodzinne strony. Od razu zaczął działać w PPS, wstąpił też do Polskiej Organizacji Wojskowej Górnego Śląska. W 1919 r. walczył w I powstaniu śląskim, bardzo aktywnie uczestniczył w kampanii przed plebiscytem, wziął również udział w II i III powstaniu (w tym ostatnim jako łącznik prasowy w Wydziale Wykonawczym Naczelnej Władzy Powstańczej). W 1920 r. Sławik rozpoczął współpracę z „Gazetą Robotniczą” – najważniejszym organem prasowym PPS na Górnym Śląsku. Szybko dostrzeżono jego talent i niebawem został redaktorem odpowiedzialnym pisma, czyli reprezentował gazetę przed sądami, a w razie przegranych procesów płacił grzywny lub szedł do więzienia. Jednocześnie skupił się na działalności oświatowej wśród młodzieży robotniczej, zostając m.in. prezesem Związku Młodzieży Robotniczej „Siła”, a potem członkiem władz powołanego w Warszawie Związku Robotniczych Stowarzyszeń Sportowych. W 1928 r. Sławik został redaktorem naczelnym „Gazety Robotniczej” i na tym stanowisku pozostał aż do wybuchu wojny. Od końca lat 20. był też członkiem ścisłego kierownictwa górnośląskiej PPS.

Pozostając w ostrej opozycji wobec rządów pomajowych i mimo radykalnie wyrażanych nieraz lewicowych poglądów, Sławik był przede wszystkim propaństwowcem i polskim patriotą. Obok licznych obowiązków związanych z pracą w redakcji i działalnością polityczną, znajdował też czas na wiele innych inicjatyw, których wspólnym mianownikiem była pomoc najbardziej potrzebującym. Na tych sprawach skupiał się m.in. w latach 1928–1930 jako radny Katowic. W 1929 r., na ponad rok, z ramienia PPS zasiadł w Śląskiej Radzie Wojewódzkiej, jednej z kilku instytucji tworzących autonomię województwa śląskiego, gdzie zajmował się opieką społeczną. W latach 30. był członkiem kilku komitetów i organizacji zajmujących się pomocą dla najuboższych i bezrobotnych. Angażował się również w działalność samorządu dziennikarskiego, kilkakrotnie pełniąc funkcje kierownicze w Syndykacie Dziennikarzy Polskich Śląska i Zagłębia.

Węgierska pomoc

Na początku września 1939 r., w obliczu błyskawicznych postępów wojsk niemieckich, Sławik musiał opuścić Górny Śląsk. Wcześniej wysłał rodzinę do Warszawy. Za zaangażowanie w pracę społeczną i polityczną znalazł się na przygotowanej przez Urząd Kryminalny Policji Rzeszy Sonderfahndungsbuch Polen, czyli Specjalnej Księdze Gończej dla Polski, zawierającej listę osób, które miały być zatrzymane zaraz po wkroczeniu Niemców. Być może od razu podzieliłby los stu kilkudziesięciu katowickich działaczy, powstańców i innych znanych osób, które zamordowane zostały przez Niemców w pierwszych dniach wojny. We wrześniu na Węgrzech znalazło schronienie kilkadziesiąt tysięcy polskich uchodźców. Liczono na wsparcie, jednak bezinteresowna pomoc i serdeczne przyjęcie wielu wręcz zaskoczyły. Początkowo, zanim zaczął działać bardziej zorganizowany system opieki, z pomocą ruszyli zwykli Węgrzy. Dla redaktora „Gazety Robotniczej” pobyt na Węgrzech miał być jedynie krótkim przystankiem na drodze do Francji. Tam zamierzał, podobnie jak tysiące innych uchodźców, wstąpić do formującej się na nowo armii polskiej. Po kilkunastu dniach tułaczki Sławik trafił do obozów dla ludności cywilnej w północnych Węgrzech, początkowo do Bekecs koło Szerencs, a następnie do Helemby pod Miskolcem (określenie obóz miało oczywiście jedynie administracyjny charakter i oznaczało w praktyce nazwę miejscowości, gdzie przebywali Polacy). Cywile rozlokowani zostali najczęściej w prywatnych mieszkaniach i hotelach. Teoretycznie mniejszą swobodę mieli internowani na mocy międzynarodowych konwencji żołnierze, jednak w większości przypadków, jak pokazały najbliższe miesiące, i dla nich opuszczenie obozów nie stanowiło zwykle większego problemu.

Dwaj przyjaciele

Pod Miskolcem losy Sławika skrzyżowały się z drogami Józsefa Antalla, wówczas wyższego urzędnika w Wydziale IX MSW. Pochodzący z katolickiej rodziny o wielowiekowych tradycjach szlacheckich i niepodległościowych József urodził się w 1896 r. w Oroszi. Podobnie jak Sławik walczył w czasie I wojny światowej i dostał się do niewoli rosyjskiej. Po powrocie do kraju kontynuował studia prawnicze, które ukończył w 1923 r. Pracował w kilku ministerstwach, zajmując się głównie sprawami socjalnymi. Był m.in. jednym z autorów gruntownej reformy systemu opieki społecznej, tzw. Normy Egerskiej, która zmieniła stare mechanizmy w sprawną i nowoczesną politykę społeczną. Angażował się również politycznie, od lat 30. aktywnie działając w opozycyjnej Niezależnej Partii Drobnych Posiadaczy.

We wrześniu 1939 r. Antall został delegowany przez rząd Królestwa Węgier do zorganizowania opieki nad polskimi uchodźcami. Musiał działać bardzo ostrożnie, jego kraj od pierwszych dni wojny znalazł się bowiem w niezwykle skomplikowanej sytuacji międzynarodowej i wewnętrznej. Od lat 30. Węgrzy politycznie i militarnie związali się sojuszami z III Rzeszą. Liczyli w zamian za to na rewizję katastrofalnych dla nich postanowień traktatu w Trianon z 1920 r. Z drugiej strony przyjaźń polsko-węgierska była tak silna, że ówczesny rząd hr. Pála Telekiego, narażając własne interesy, nie ugiął się przed żądaniami hitlerowskimi skierowanymi przeciw Polakom, w tym przede wszystkim nie zgodził się w 1939 r. na przemarsz przez własny kraj wojsk niemieckich.

Do pierwszego spotkania Henryka i Józsefa doszło na początku października 1939 r. Węgier odwiedzał różne miejsca pobytu polskich uchodźców, pytał o warunki, najważniejsze potrzeby, Polacy odpowiadali i na tym zwykle się kończyło. Spotkanie w obozie w Helembie przebiegło jednak inaczej. Po przemówieniu urzędnika głos zabrał Sławik: „Wówczas odpowiedziałem po niemiecku – relacjonował kilka miesięcy później – bo i on tym językiem przemawiał, że jeszcze kilka miesięcy pobytu, a wszyscy rozleniwimy się, bo nie ma co robić i rozpijemy się, bo nasi gospodarze węgierscy są tacy gościnni. Jak mi później opowiadał Antall, był to pierwszy przypadek krytyki ze strony uchodźców. Podkreśliłem jeszcze, że musimy nasze siły pomnażać, bo po powrocie do kraju czeka nas ciężka praca, odbudowa zniszczonych przez hitlerowców miast i fabryk” (2) Węgra zaskoczyła tak śmiała i stanowcza postawa polskiego uchodźcy. Zareagował błyskawicznie. Po krótkiej rozmowie zaproponował Sławikowi, aby objął on kierownictwo polskiej instytucji, która miałaby dla niego charakter opiniodawczy, a następnie mogła koordynować całość spraw związanych z opieką nad uchodźcami. Henryk zgodził się i tak znalazł się w Budapeszcie. Współpraca obu mężczyzn szybko przerodziła się w prawdziwą przyjaźń.

Na czele Komitetu Obywatelskiego

Nominacja Sławika na prezesa Komitetu Obywatelskiego dla Spraw Opieki nad Polskimi Uchodźcami na Węgrzech wymagała akceptacji zarówno strony węgierskiej, jak i polskich władz na uchodźstwie. Propozycję Antalla poparł jego szef, minister spraw wewnętrznych Ferenc Keresztes-Fischer, polityk, któremu Polacy wiele zawdzięczali. Stało się tak, mimo że kandydatura socjalisty nie wszystkim się spodobała, i to zarówno niektórym arystokratom węgierskim, jak i Polakom związanym z sanacją. Sławik uzyskał jednak akceptację rządu polskiego we Francji. Ministrem opieki społecznej był wówczas jego kolega partyjny z PPS Jan Stańczyk, co ułatwiło nominację. W skład komitetu, który rozpoczął działalność w styczniu 1940 r., weszli reprezentanci najważniejszych opozycyjnych partii działających w Polsce w okresie międzywojennym. Do jego podstawowych zadań należało koordynowanie opieki nad przebywającymi na Węgrzech uchodźcami oraz inicjowanie i podtrzymywanie działalności polskich organizacji społecznych, kulturalnych i gospodarczych.

Kierowanie Komitetem Obywatelskim wymagało wielkiej rozwagi. Sławik doskonale zdawał sobie sprawę z presji, jaką na władze węgierskie wywierała III Rzesza. Poselstwo niemieckie w Budapeszcie regularnie protestowało przeciwko przyjaznej wobec uchodźców postawie „niedającej się pogodzić z neutralnością Węgier”. Parasol ochronny nad Polakami, za wiedzą i aprobatą regenta Miklósa Horthyego oraz premiera Telekiego, sprawowało przede wszystkim MSW. Antall i Sławik wiele razy głowili się nad tym, aby odpowiadając na zarzuty niemieckie, chronić Polaków, a jednocześnie nie narażać interesów węgierskich. Prezes Komitetu cały czas musiał się liczyć także z silnymi podziałami politycznymi wśród samych uchodźców. Regularnie atakowany był przez zwolenników sanacji, mimo że w swej działalności kierował się, co wiele razy udowodnił, przede wszystkim ogólnonarodowym, a nie partyjnym interesem.

Zakres działania kierowanej przez Sławika instytucji był duży. Mimo wysiłków i jak najlepszych chęci gospodarzy sytuacja nie była łatwa. Zima 1939/1940 okazała się wyjątkowo ciężka. Od stycznia 1940 r. Komitet zaczął wypłacać cywilom zasiłki, które starczały na pokrycie najpilniejszych wydatków. Szybko zorganizowano też własną opiekę medyczną, zaś przy Węgierskim Czerwonym Krzyżu powstała Sekcja Lekarzy Polskich. Komitet pomagał Polakom w załatwianiu spraw urzędowych, pośredniczył w poszukiwaniu pracy, interweniował w trudnych sytuacjach, organizował spotkania informacyjne, zajmował się wreszcie pochówkiem zmarłych osób. Antall, Sławik i ich współpracownicy mieli też spory udział w organizowaniu akcji przerzucania polskich żołnierzy i oficerów na Zachód. 

Zasadniczą zmianę sytuacji wojennej przyniosła klęska Francji. Prysnęły nadzieje na szybki koniec konfliktu. Na Węgrzech pozostało wówczas kilkanaście tysięcy Polaków, którym komitet starał się zapewnić jak najlepsze warunki. Wielkim sukcesem było zorganizowanie polskiego szkolnictwa. W latach 1939–1944 na Węgrzech działało kilkadziesiąt niewielkich szkół i punktów szkolnych. Szkołą z prawdziwego zdarzenia było natomiast polskie gimnazjum i liceum w Balatonboglár, przez które w latach 1940–1944 przewinęło się około ośmiuset uczniów i uczennic (wcześniej szkoła ulokowana była w Balatonzámárdi). Podczas gdy niemal w całej Europie trwały działania wojenne, polska młodzież nad Balatonem mogła się spokojnie uczyć, a nawet zdawać maturę. Dużą wagę Sławik przywiązywał do zorganizowania życia kulturalnego uchodźców. Pod auspicjami Komitetu Obywatelskiego wychodziła prasa, polskie książki. Zorganizowano wiele świetlic, w których odbywały się różne spotkania, występy, przedstawienia i wystawy.

Po zamknięciu Poselstwa RP w styczniu 1941 r., rząd węgierski uznał Komitet Obywatelski za oficjalny organ reprezentujący wszystkich Polaków znajdujących się na terenie Królestwa Węgier. Jednocześnie jednak narastała presja niemiecka, aby kierowaną przez Sławika instytucję zlikwidować. Po kolejnych sukcesach militarnych III Rzeszy Antall i inni opiekunowie polskich uchodźców znajdowali się w coraz trudniejszej sytuacji. Proniemiecko nastawione grupy, szczególnie w węgierskich kręgach wojskowych, szukały pretekstu do ataku na polskich przywódców. Okazja nadarzyła się w marcu 1941 r., kiedy to podczas jednej z akcji przerzutowych doszło do poważniejszej wpadki, w efekcie czego Sławik został aresztowany, a następnie internowany. Dzięki szeroko zakrojonej akcji Antalla i innych węgierskich przyjaciół, został on umieszczony w Balatonboglár, skąd nieoficjalnie nadal mógł kierować Komitetem. Formalnie na stanowisko prezesa Sławik powrócił pod koniec 1942 r., kiedy to nowy rząd węgierski Miklósa Kállaya tajnymi drogami dyplomatycznymi zaczął rozmawiać z aliantami na temat zerwania sojuszu z Niemcami i ewentualnego wycofania się Węgier z wojny. Niebagatelną rolę w pośredniczeniu w tych rozmowach odegrali Polacy, w tym Sławik.

Żydowscy Bemowie, Mickiewiczowie, Kościuszkowie

Najtrudniejsza i od początku obarczona największym ryzykiem była akcja pomocy polskim Żydom. Na początku wojny trafiło ich na Węgry kilka tysięcy. Antall od razu nieoficjalnie polecił przyjmującym uchodźców zaufanym urzędnikom, aby wszystkich Żydów zaopatrywali w chrześcijańskie dokumenty (oczywiście jeżeli się na to sami zgadzali). Wpisywano fałszywe imiona i nazwiska i w ten sposób wśród żydowskich uchodźców początkowo pojawiło się wiele osób z nazwiskami najbardziej znanych w Polsce (i na Węgrzech) postaci z historii, literatury i sztuki. Od początku 1940 r. w działania te włączył się Sławik. Nieoceniona okazała się pomoc polskich księży, którzy wręcz na masową skalę zaczęli wystawiać fałszywe metryki chrztu, tym razem wybierając już polskie imiona i nazwiska z listy najbardziej popularnych. Na podstawie tych dokumentów żydowscy uchodźcy wpisywani byli do polskich i węgierskich ewidencji jako katolicy.

Od połowy 1942 r., kiedy w Polsce trwała już masowa zagłada ludności żydowskiej, na Węgry zaczęła docierać druga fala uchodźców. Minister F. Keresztes-Fischer polecił, aby żadnego z uciekinierów, bez względu na pochodzenie i wyznanie, nie odstawiać za granicę, co równało się wyrokowi śmierci. Władza szefa MSW, bardzo przychylnego Polakom, stawała się jednak coraz bardziej ograniczona. W sierpniu 1941 r., na Węgrzech wprowadzona została tzw. trzecia ustawa antyżydowska i chociaż Żydów węgierskich nie dotknęły jeszcze wówczas masowe represje, to jednak wielu uciekinierów z Polski zostało schwytanych przez proniemiecko nastawione służby i deportowanych. Niemniej jednak w 1942 i 1943 r. na Węgry dotarło około 5 tys. polskich Żydów, w tym również dzieci. Dla tych właśnie najmłodszych ofiar Sławik wraz z Antallem, przy współpracy kilku innych uchodźców żydowskich (m.in. Icchaka Brettlera vel Bratkowskiego), zorganizowali w położonym około 30 km na północ od stolicy Vácu sierociniec. Było to wyjątkowe przedsięwzięcie. Otwarty w lipcu 1943 r. zakład oficjalnie nazwany został Domem Sierot Polskich Oficerów. W rzeczywistości przebywało tam około osiemdziesięcioro żydowskich dzieci zaopatrzonych w „aryjskie” papiery ze zmienionymi nazwiskami. Funkcjonowało przedszkole i szkoła powszechna, w której realizowano polski program nauczania. Jednocześnie jednak nie pozbawiano dzieci ich tożsamości – po oficjalnym udziale w mszy św., potajemnie uczono je hebrajskiego i objaśniano Stary Testament. W kamuflaż włączył się też Kościół katolicki. Dla zwiększenia bezpieczeństwa, dzięki pomocy hrabiny Erzsébet Szapáry, wielkiej przyjaciółki Polaków, sierociniec odwiedził wtajemniczony w całą sprawę nuncjusz apostolski na Węgrzech arcybiskup Angello Rotta. Dzięki szczęściu, poświęceniu i determinacji wielu ludzi umieszczone w Vácu dzieci udało się ocalić. Już podczas hitlerowskiej okupacji Węgier, zostały one potajemnie przewiezione do Budapesztu i tam, ukryte w kilku miejscach, dotrwały do końca wojny.

Według ostrożnych szacunków, Sławik i Antall przyczynili się do uratowania co najmniej 5 tys. polskich Żydów. Ich bliski współpracownik Henryk Zvi Zimmermann po latach uważał, że liczba ta jest zaniżona. W niektórych wspomnieniach pojawia się nawet liczba 14 tys. ocalonych osób. Niezależnie od tego, który z tych szacunków jest bliższy prawdy, ogrom dokonań Sławika i Antalla stawa ich w szeregu największych „Sprawiedliwych”.

Śmierć w Mauthausen

W grudniu 1943 r., dzięki pomocy węgierskich przyjaciół, na fałszywych papierach do Budapesztu dotarły żona i córka Sławika. W tym czasie cała rodzina miała możliwość wyjazdu do Szwajcarii, jednak Henryk nie zdecydował się na taki krok, stwierdzając, że nie może zostawić ludzi będących pod jego opieką. Niestety, czasy, kiedy Węgrzy mogli zapewnić Polakom względne bezpieczeństwo, dobiegły końca. 19 marca 1944 r. wkroczyły tam wojska niemieckie. Natychmiast rozpoczęły się prześladowania polskich uchodźców. Kilku pracowników i współpracowników Komitetu od razu zginęło od hitlerowskich kul, inni trafili do aresztów. Sławik zdołał się ukryć i jeszcze przez kilka tygodni, w konspiracyjnych warunkach, starał się kierować pracami polskiej instytucji. Dla rodziny Sławików nadeszły jednak tragiczne dni. W czerwcu aresztowana została Jadwiga. Trafiła do obozu koncentracyjnego w Ravensbrück. Krysię ukryto u znanego polityka i polonofila księdza Béli Vargi.

W połowie lipca w ręce Gestapo trafił Sławik. Aresztowany został również Antall. Niemcy chcieli zdobyć przede wszystkim informacje o udziale Węgra w akcji przerzucania Polaków na Zachód oraz jego roli w ratowaniu Żydów. Sławik całą odpowiedzialność wziął na siebie. Po brutalnym śledztwie trafił do obozu w Mauthausen. Tam też został powieszony 23 sierpnia 1944 r., wraz z kilkoma współpracownikami. Antalla, któremu śledczy nie udowodnili żadnych zarzutów, wypuszczono, ale niepewny swego losu do końca wojny już się ukrywał. Krysia Sławik przebywała u różnych ludzi w okolicach Balatonu. Zaraz po zakończeniu wojny odnalazł ją węgierski przyjaciel Ojca. Wkrótce okazało się, że ocalała również Jadwiga. W lipcu 1945 r. Antallowie zorganizowali podróż Krysi do Katowic. W ten sposób zakończyły się tragiczne, wojenne losy rodziny Sławików.

Zapomniani i przypomnieni bohaterowie

Bezpośrednio po zakończeniu wojny pamięć o Henryku w Katowicach była wciąż żywa. Wspominali go współpracownicy, koledzy partyjni, dziennikarze. Sławik był niezależnym socjalistą i pamięć o nim, podobnie jak o wielu innych wybitnych postaciach tego przedwojennego nurtu politycznego, miała zniknąć. I rzeczywiście – przez ponad pół wieku skazany był na zapomnienie; na tyle skutecznie, że jego nazwisko jeszcze kilkanaście lat temu niewiele mówiło nawet mieszkańcom Górnego Śląska. Antall po zakończeniu wojny powrócił do Budapesztu. Został m.in. wiceministrem, a w końcu ministrem do spraw odbudowy kraju w koalicyjnym rządzie Zoltána Tildyego, a potem Ferenca Nagya. Stanął też na czele Węgierskiego Czerwonego Krzyża oraz Polsko-Węgierskiej Izby Handlowej. Po zdobyciu przez komunistów pełni władzy wycofał się z życia politycznego. W 1953 r. cofnięto mu ministerialną emeryturę, pozostawiając jedynie skromne świadczenie za wcześniejszą pracę urzędniczą. József wrócił w rodzinne strony. W czasie powstania w 1956 r. wraz z dawnymi współpracownikami podjął próbę reaktywowania Niezależnej Partii Drobnych Posiadaczy, brano go również pod uwagę jako kandydata na ministra spraw wewnętrznych. Z tego też powodu w następnych latach był wielokrotnie przesłuchiwany, często przeprowadzano w jego domu rewizje, ale na szczęście uniknął więzienia. Zmarł w 1974 r.

W Polsce przywrócenie postaci Sławika zawdzięczamy determinacji Henryka Zvi Zimmermanna, który przez kilka miesięcy, w latach 1943–1944, był jego bliskim współpracownikiem. W 1988 r. ten były już wtedy polityk i dyplomata (był m.in. wiceprzewodniczącym Knesetu i ambasadorem Izraela w Nowej Zelandii) dotarł do rodziny Henryka – żony i córki. Dzięki jego zabiegom w 1990 r. Sławika uhonorowano tytułem Sprawiedliwego wśród Narodów Świata. W uroczystości w Jerozolimie uczestniczyła Krystyna Sławik-Kutermak. W następnym roku tym samym medalem odznaczony został Antall. Odznaczenie odebrał József Antall junior, jego syn, pierwszy premier wolnych Węgier. Zimmermann zainteresował postacią Sławika m.in. Grzegorza Łubczyka i Elżbietę Isakiewicz, którzy napisali książki na temat bohatera z Szerokiej (3). W 2010 r. dzięki inicjatywie katowickiego środowiska, Henryk został odznaczony Orderem Orła Białego. Rodzina Antalla odebrała wówczas najwyższe polskie odznaczenie przyznawane cudzoziemcom – Krzyż Wielki Orderu Odrodzenia Polski.

Polonia semper fidelis

„Tymi skromnymi słowami pragnąłbym uwiecznić pamięć Henryka Sławika, polskiego dziennikarza, socjalisty, prezesa Komitetu Obywatelskiego do spraw Opieki nad Uchodźcami […] – pisał po wojnie  Antall. – W jego tragicznym losie została urzeczywistniona nie tylko historia Polski, ale także heroiczna postawa i cnota męstwa. Intuicyjnie zdołał przeczuć swoją tragiczną przyszłość, lecz jego nieugięty duch wspierał walkę z przeznaczeniem. Jednak uciec przed tym tragicznym losem nie potrafił i nie chciał. W latach 1942–1943 miał wiele okazji legalnego wyjazdu […], ale jego poczucie obowiązku i odpowiedzialność wobec Ojczyzny i Narodu nie pozwoliły mu na podjęcie takiej decyzji. […]. Swoją tragiczną śmiercią w obozie koncentracyjnym w Mauthausen potwierdził ogromny wkład w walkę o wolność Ojczyzny i wierność dewizie »Polonia semper fidelis«!”(4). Taki też napis widnieje na znajdującym się w Budapeszcie nagrobku Józsefa Antalla, szlachetnego Węgra, który w czasie wojny uratował tysiące polskich obywateli i do końca życia pozostał wielkim przyjacielem Polski.

 

Przypisy:

  1. Cyt. za M. Ostoja-Mitkiewicz, „Wojna jest grzechem”. Przykłady braterstwa polsko-węgierskiego w okresie II wojny światowej, Warszawa 2001, s. 98.
  2. Z. Antoniewicz, Rozbitkowie na Węgrzech. Wspomnienia z lat 1939–1946, Warszawa 1987, s. 49.
  3. Zob. np. G. Łubczyk, Polski Wallenberg. Rzecz o Henryku Sławiku, Warszawa 2003; idem, Henryk Sławik. Wielki zapomniany Bohater Trzech Narodów, Warszawa 2008; E. Isakiewicz, Czerwony ołówek. O Polaku, który ocalił tysiące Żydów, Warszawa 2003.
  4. M. Ostoja-Mitkiewicz, op. cit., s. 98–99; szerzej zob. J. Antall, Schronienie uchodźców. (Wspomnienia i dokumenty), oprac. K. Kapronczay, Warszawa 2009.

 

Dr Tomasz Kurpierz  jest historykiem Oddziałowego Biura Badań Historycznych w Katowicach, autorem kilku książek (m.in. „Zygmunt Lasocki 1867–1948. Między polityką a działalnością społeczną“, „Zbuntowani. Niezależne Zrzeszenie Studentów w województwie katowickim 1980–1989“) i kilkudziesięciu artykułów. Przygotowuje do druku książkę „Henryk Sławik (1894–1944). Biografia socjalisty“.

 

do góry